czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział IV

*oczami Zayn'a*


Tak bardzo żałowałem, że podłożyłem tą broń Liam'owi. W pośpiechu ludzie robią różne głupie rzeczy. Teraz mogę umrzeć. Mam jeszcze nóż!
- 3... - powiedział Harry i coraz mocniej dociskał broń do mojej głowy - 2...
- 1! - krzyknąłem dociskając pedał gazu i wbijając narzędzie w ramię Styles'a. 

*oczami Harry'ego*


Pierwsze co zrobiłem, to starałem się opanować samochód. Nóż tkwił w moim ramieniu. Za każdym razem, gdy próbowałem skręcić, aby utrzymać się na drodze, ból narastał. Musiałem coś wymyślić, aby wyrzucić Zayn'a z auta. Docisnąłem gaz do dechy. Na liczniku widać było prędkość ok. 200 k/h. Malik'owi gały wyszły na wierzch, a ja szczerzyłem zęby. Mocno oparłem się na kierownicy i ostro zahamowałem. Zayn poleciał do przodu, uderzył w szybę, odbił się od niej z zakrwawioną, rozbitą głową. Niestety go nie zabiłem. Widać było, że jest nadzieja, że przeżyję. Otworzyłem drzwi po jego stronie i mocno popychając wyrzuciłem go z samochodu. 
- A! - zawyłem z bólu wyciągając nóż z ramienia - Trzymaj! - rzuciłem narzędzie w jego stronę.
Zamknąłem drzwi, wziąłem apteczkę z tyłu, wyjąłem bandaż i położyłem go na siedzeniu obok. Podjechałem trochę dalej, zatrzymałem się i wysiadłem z samochodu biorąc opatrunek. Przycisnąłem go do mojego ramienia i obwinąłem wielokrotnie. Ból szybko się złagodził, ale pochwili znów narastał. Bandaż zaczął przeciekać. Kurwa! Zdjąć i założyć nowy czy dołożyć. Dołożyć! Pamiętam. Szkoła jednak do czegoś się przydaje. Nawinąłem kolejną warstwę. Ból znowu prawie ustał. Czekałem niepewnie spoglądając na bandaż. Na szczęście wszystko było już w porządku. Wsiadłem do pojazdu i odjechałem. Tylko raz spojrzałem czy Zayn tam jeszcze leży. No dobra, dwa razy. Za tym drugim razem zobaczyłem zatrzymujący się tam samochód. Zaciekawiło mnie to, ale pojechałem dalej. Podjechałem do małego miasteczka. Poszedłem do kawiarni z której idealnie widać drogę. Usiadłem i czekałem, po prostu czekałem.


*oczami Zayn'a*

Przymrużonym okiem dostrzegłem samochód. Harry nie odjechał? Nie możliwe. Nie mogłem się podnieść. Nie wiem na co czekałem. Aż po mnie przyjdzie, odjedzie, wezwie pomoc, nie. Chce mi coś zrobić, na pewno! Obok mnie leżał mój nóż. Schowałem go za plecy. Czekałem jak Harry podejdzie na tyle blisko, bym mógł idealnie wycelować w serce lub głowę. Usłyszałem otwierające się drzwi. Co?! To dziewczyna?! Nie, nie! Nie! Całkiem ładna dziewczyna... Słodka... Skromna... Bogata... Ułożona... Trudna... Lubię takie!
- Kim jesteś? - spytałem zaciekawiony.
- Jestem Alice - powiedziała słodkim głosem - Pomogę ci.
Podeszła chwyciła za rękę i starała się podnieść. Podparłem się i wstałem. Krew już prawie zamarzła na mojej głowie. Posadziła mnie na siedzeniu swojego auta. Było bardzo ładne i sprawiało wrażenie bezpiecznego. Na jej ręku błyszczał złoty zegarek. Wsiadła i lekko ruszyła. Prędkość nie przekraczała 50 km. 
- Może trochę szybciej?
- Jest ślisko - oznajmiła drżącym głosem.
- Czego się boisz maleńka?
- Niczego - powiedziała patrząc przed siebie - Nóż w twojej ręce mi nie pomaga.
- Zabawna - oznajmiłem poirytowany.
Nagle usłyszałem głos radia: W londyńskim szpitalu zginęła 1 osoba, a 2 jest ranna. Prawdopodobnie to jeden ze znanych mężczyzn z popularnego niedawno zespołu "One Direction". Jeśli ktoś ma informacje o miejscu pobytu tych mężczyzn, prosimy o niezwłoczny kontakt. Alice spojrzała na mnie.
- Piśnij komuś słówko, a pochlastam ci tą buźkę.
Do jej oczu napłynęły łzy. 
- Nie bój się - powiedziałem głaszcząc ją po włosach - Pójdziemy do hotelu, zrobisz swoje i zapomnimy o całej sprawie. No chyba, że chcesz stracić buźkę i bliskich. 
- Nigdy tego nie robiłam - powiedziała drżącym i zapłakanym głosem.
- To masz okazję. A teraz przyśpiesz!
Przyśpieszyła do 80 km.
- Szybko się uczysz - oznajmiłem - O patrz, dojechaliśmy.
- Muszę wracać do domu.
- Inaczej się umawialiśmy.
- Nie mogę!
- Zobaczymy. Zatrzymaj się! 
- To jest kawiarnia.
- Pójdę nam coś kupić.
- A co z nogą?
- Szit! Ty pójdziesz.
- Dobrze.
- Ale ja wezmę torebkę - powiedziałem - Mam telefon i kontakty. Chyba nie chcesz, by twoim bliskim stała się krzywda? 

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział III

*oczami Zayn'a*

Wyjąłem telefon z kieszeni. Wybrałem numer do Liam’a i chciałem zadzwonić. Bałem się. Nie wiedziałem jak zareaguje. Przełamałem się. Kliknąłem słuchawkę, przyłożyłem telefon do ucha i powiedziałem:
- Halo! Liam?
- Tak.... – powiedział nie pewnie – Zayn to ty?
-  Tak...
-  Co ci się stało?
-  Harry... Ulica dilerów... Szybko!
-  Już jadę, trzymaj się! – powiedział przejęty.
O moim życiu zadecydował Payne. Czekałem z 15 minut. Nagle zobaczyłem jasne światła.
-  Zayn! – usłyszałem.
- Tutaj!
Liam podbiegł do mnie, pomógł mi wstać i podprowadził do samochodu.
-  Dzięki – powiedziałem skrępowany.
Daddy się uśmiechnął. Dawno go tak nie nazywałem.Wrzucił mnie do samochodu, a ja skomlałem z bólu.
- Trzymaj się Malik!
Liam przyśpieszył. Wszystko działo się tak szybko. 
-  Jesteśmy.
- Tak w ogóle to gdzie jesteśmy?!
U siostry mojej dziewczyny, jest lekarzem.
-  Aha – powiedziałem bez entuzjastycznie.
Liam szybko wprowadził mnie do szpitala. Wtargnęliśmy do sali w, której jakaś starsza pani miała wizytę.
- Liam? – spytała siostra jego dziewczyny.
- Poważna sprawa – powiedział – Ratuj go.
- Zobaczę co da się zrobić – powiedziała – Panią proszę o wyjście.
 Starsza pani wyszła. Lekarka zaczęła mnie oglądać. Po obejrzeniu oznajmiła:
- Ja jestem Sally, a to wygląda mi na rany kłute. Kto ci to zrobił?
-  Nie ważne, jasne?
- Przykro mi, ale muszę wezwać policję.
- Sally, nie! – krzyknął Liam, który siedział razem ze mną w sali.
-  To mój obowiązek.
Wyjąłem broń i zacząłem grozić:



- Nie wezwiesz glin, jasne?
-  Nie – powiedziała przygnębiona, zszokowana i ogromnie przestraszona.
-  Mam dla pana jeszcze jedną wiadomość... – powiedziała to tak jakby nie chciała tego powiedzieć.
- Tak...? – powiedziałem i niezauważalnie odbezpieczyłem spust.
- Będzie pan kaleką, czeka pana operacja – powiedziała przestraszona.
- Nie! – krzyknąłem, po czym strzeliłem w jej głowę.



Liam się na mnie rzucił.
- To nie jej wina! – oznajmił zapłakany.
-  Masz rację – powiedziałem tak jakby nic się nie stało – To wina Harry’ego!
-   Nie to miałem na myśli...
-   A ja tak! – krzyknąłem, i strzeliłem w nogę Liam’owi – Nic nie widziałeś!
Przez te całe zamieszani nie słyszałem krzyku ludzi. Zobaczyłem przez okno, że policja stoi przed szpitalem. Nie wiedziałem co robić, nie mogłem się poruszać. Zobaczyłem wózek. Zeskoczyłem z łóżka i czołgałem się w jego stronę. Liam złapał mnie za nogę.
-         Spadaj – oznajmiłem i kopnąłem go drugą nogą w głowę.
Doczołgałem się do wózka, wsiadłem i starałem się uniknąć konsekwencji. Nieprzytomnemu Liam’owi podłożyłem broń. Wziąłem strój pacjenta i starałem się opuścić szpital. Zauważyłem starszą panią, ale umknąłem jej uwadze. Jakby nigdy nic opuściłem szpital. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Harry’ego.
- Halo? Harry?s
-  Zayn?
-  Przepraszam... Przyjedziesz po mnie?
-  A dlaczego?
-  Nie mogę chodzić.
- Ups... Ok., gdzie jesteś?
- Pod szpitalem.
- Odbiło ci?!
- Spokojnie, zabiłem wszystkich wiedzących... No może prócz Niall’a, haha...
- Po sprawie – usłyszałem jak Irlandczyk zawył z bólu.
Zatkało mnie. To przecież nasz przyjaciel. Harry i tak zapłaci za swoje.
Po chwili zauważyłem, że Harry podjechał samochodem pod szpital.
-  Szybko.
Oparłem się o jego ramię i podszedłem do samochodu. Na tylnych siedzeniach leżały zwłoki wykrwawionego Niall’a. . Przełknęłem ślinę.
-  A kto cię tam zawiózł? – spytiał zaciekawiony Harr’y.
- Liam...
Styles gwałtownie zahamował. 
- Zdrajca! - krzyknął złośliwie - To dobrze, że go zabiłeś.
- Tia...
- Oszukałeś mnie?
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Nie miałem broni, by móc go zastrzelić. 
- Pytam się?! - spytał groźnie, przykładając mi pistolet do skroni - Oszukałeś mnie?!


Od Autora:

Pamiętajcie, że jestem tylko amatorem i dopiero zaczynam. Postaracie się nie wymagać ode mnie zbyt wiele?

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział II

 *oczami Harry'ego*

Kocham tak straszyć ludzi. Teraz wszyscy się mnie boją. Zayn się do mnie nie odzywa. Czyżby się mnie przestraszył? Mięczak, ale i tak jest lepszy niż kiedyś. Żałosne jak przepraszał fanów za palenie zioła. Dobrze, że do tego wrócił, gorzej z pasiastym. 
- O! – krzyknąłem na cały autobus – Jesteśmy!
Ludzie się na mnie spojrzeli. Zignorowałem ich, wstałem z siedzenia i szedłem w stronę wyjścia. Kierowca spojrzał się na mnie jak by chciał powiedzieć: „ pożałujesz tego”. Splunąłem mu na buty, szeroko się uśmiechnąłem i wyszyłem. Gdy stałem już na dworze usłyszałem jak Zayn mówi po cichu do kierowcy:
- Przepraszam za kolegę, czasami nad sobą nie panuję.
Okropnie się wkurzyłem i miałem ochotę go sprać. Gdy wychodził mocno trąciłem go ramieniem. Potknął się w tedy i przewalił na chodnik.

*oczami Zayn’a*

Wiedziałem, że Loczek nad sobą nie panuję, ale nie pomyślałem, że mnie uderzy. Pewnie usłyszał moją rozmowę z kierowcą. Harry cały czas się na mnie patrzył. Mam tego dość! Wstałem, otrzepałem spodnie i powiedziałem:
- Co ty sobie wyobrażasz?! Może trochę szacunku?!


- Spierdalaj! – powiedział, po czym mnie odepchnął.
Zaczęliśmy się nawzajem odpychać. Za każdym razem coraz mocniej. Harry wyjął nóż.
-  Stój! – powiedziałem przerażony – Ludzie się na ciebie patrzą! Chcesz wylądować w więzieniu?
- Mam pieniądze.
- Pieniądze to nie wszystko!
- A jednak! – powiedział i jednocześnie szybkim ruchem ręki wbił mi nóż w udo.

*oczami Harry’ego*

Nie żałowałem tego co zrobiłem. Chwyciłem Zayn’a za kołnierz i energicznie zaciągnąłem go w zaułek w, którym mieliśmy się spotkać z Niall’em. Zdrajca krwawił, a jego krew spływała po moich spodniach. Plunąłem mu w prosto w twarz.
- Przestań! – krzyknął przerażony.
Już miałem zadać mu kolejny cios, ale odpuściłem. Jego twarz ocalała, ale nie mogłem go tak zostawić. Kopnąłem go w brzuch i odszedłem.


*oczami Zayn’a*

Myślałem, że zostanę tam i zmarznę. Dostrzegłem odchodzącego Harry’ego. Zaraz za nim pojawił się jakiś cień. To był Niall. 



Podszedł do mnie, ukucnął, oderwał kawałek swojej koszuli i ucisnął nim moją ranę. Zrobiło mi się lepiej. Nie mogłem iść z tym do lekarza, ale nie chciałem tego tak zostawić. Horan ma w sobie jednak trochę dobra.
- Wybaczysz Harry’emu?
-  Popierdoliło?
Niall mocno westchnął.
-  Nie chcesz chyba, by Loczek stał się twoim wrogiem?
-  Teraz to już tylko „Harry”.
-  Ukryj się gdzieś i unikaj Styles'a.
Skinąłem głową.
-   A ty co? – spytałem – Nadal będziesz się z nim przyjaźnić?
-  Nie mam wyboru – odpowiedział smutny – Nie chcę mieć wrogów, a szczególnie takich jak Locz... Harry.
-  Idź już.
-  Narka.
Nie odpowiedziałem. Niall posmutniał i poszedł. Dostrzegłem jak z kieszeni wyjmował narkotyki. Nie mogłem tam zostać. Bolało, ale starałem się podnieść.
- Kurwa! – krzyknąłem głośno – Boli!


Od Autora:

W rekompensacie za wczorajszy nudny post wstawiam ten już dzisiaj. Mam nadzieję, że nie jest, już taki nudny ;) Ale niech to was nie zmyli. Na ogól posty pojawiać się będą co 3-4 dni! Jeśli ten też jest waszym zdaniem nudny to musicie poczekać do poniedziałku ;)

Wesołych Świąt!
Szablon by S1K