*oczami Zayn'a*
Tak bardzo żałowałem, że podłożyłem tą broń Liam'owi. W pośpiechu ludzie robią różne głupie rzeczy. Teraz mogę umrzeć. Mam jeszcze nóż!
- 3... - powiedział Harry i coraz mocniej dociskał broń do mojej głowy - 2...
- 1! - krzyknąłem dociskając pedał gazu i wbijając narzędzie w ramię Styles'a.
*oczami Harry'ego*
Pierwsze co zrobiłem, to starałem się opanować samochód. Nóż tkwił w moim ramieniu. Za każdym razem, gdy próbowałem skręcić, aby utrzymać się na drodze, ból narastał. Musiałem coś wymyślić, aby wyrzucić Zayn'a z auta. Docisnąłem gaz do dechy. Na liczniku widać było prędkość ok. 200 k/h. Malik'owi gały wyszły na wierzch, a ja szczerzyłem zęby. Mocno oparłem się na kierownicy i ostro zahamowałem. Zayn poleciał do przodu, uderzył w szybę, odbił się od niej z zakrwawioną, rozbitą głową. Niestety go nie zabiłem. Widać było, że jest nadzieja, że przeżyję. Otworzyłem drzwi po jego stronie i mocno popychając wyrzuciłem go z samochodu.
- A! - zawyłem z bólu wyciągając nóż z ramienia - Trzymaj! - rzuciłem narzędzie w jego stronę.
Zamknąłem drzwi, wziąłem apteczkę z tyłu, wyjąłem bandaż i położyłem go na siedzeniu obok. Podjechałem trochę dalej, zatrzymałem się i wysiadłem z samochodu biorąc opatrunek. Przycisnąłem go do mojego ramienia i obwinąłem wielokrotnie. Ból szybko się złagodził, ale pochwili znów narastał. Bandaż zaczął przeciekać. Kurwa! Zdjąć i założyć nowy czy dołożyć. Dołożyć! Pamiętam. Szkoła jednak do czegoś się przydaje. Nawinąłem kolejną warstwę. Ból znowu prawie ustał. Czekałem niepewnie spoglądając na bandaż. Na szczęście wszystko było już w porządku. Wsiadłem do pojazdu i odjechałem. Tylko raz spojrzałem czy Zayn tam jeszcze leży. No dobra, dwa razy. Za tym drugim razem zobaczyłem zatrzymujący się tam samochód. Zaciekawiło mnie to, ale pojechałem dalej. Podjechałem do małego miasteczka. Poszedłem do kawiarni z której idealnie widać drogę. Usiadłem i czekałem, po prostu czekałem.
*oczami Zayn'a*
Przymrużonym okiem dostrzegłem samochód. Harry nie odjechał? Nie możliwe. Nie mogłem się podnieść. Nie wiem na co czekałem. Aż po mnie przyjdzie, odjedzie, wezwie pomoc, nie. Chce mi coś zrobić, na pewno! Obok mnie leżał mój nóż. Schowałem go za plecy. Czekałem jak Harry podejdzie na tyle blisko, bym mógł idealnie wycelować w serce lub głowę. Usłyszałem otwierające się drzwi. Co?! To dziewczyna?! Nie, nie! Nie! Całkiem ładna dziewczyna... Słodka... Skromna... Bogata... Ułożona... Trudna... Lubię takie!
- Kim jesteś? - spytałem zaciekawiony.
- Jestem Alice - powiedziała słodkim głosem - Pomogę ci.
Podeszła chwyciła za rękę i starała się podnieść. Podparłem się i wstałem. Krew już prawie zamarzła na mojej głowie. Posadziła mnie na siedzeniu swojego auta. Było bardzo ładne i sprawiało wrażenie bezpiecznego. Na jej ręku błyszczał złoty zegarek. Wsiadła i lekko ruszyła. Prędkość nie przekraczała 50 km.
- Może trochę szybciej?
- Jest ślisko - oznajmiła drżącym głosem.
- Czego się boisz maleńka?
- Niczego - powiedziała patrząc przed siebie - Nóż w twojej ręce mi nie pomaga.
- Zabawna - oznajmiłem poirytowany.
Nagle usłyszałem głos radia: W londyńskim szpitalu zginęła 1 osoba, a 2 jest ranna. Prawdopodobnie to jeden ze znanych mężczyzn z popularnego niedawno zespołu "One Direction". Jeśli ktoś ma informacje o miejscu pobytu tych mężczyzn, prosimy o niezwłoczny kontakt. Alice spojrzała na mnie.
- Piśnij komuś słówko, a pochlastam ci tą buźkę.
Do jej oczu napłynęły łzy.
- Nie bój się - powiedziałem głaszcząc ją po włosach - Pójdziemy do hotelu, zrobisz swoje i zapomnimy o całej sprawie. No chyba, że chcesz stracić buźkę i bliskich.
- Nigdy tego nie robiłam - powiedziała drżącym i zapłakanym głosem.
- To masz okazję. A teraz przyśpiesz!
Przyśpieszyła do 80 km.
- Szybko się uczysz - oznajmiłem - O patrz, dojechaliśmy.
- Muszę wracać do domu.
- Inaczej się umawialiśmy.
- Nie mogę!
- Zobaczymy. Zatrzymaj się!
- To jest kawiarnia.
- Pójdę nam coś kupić.
- A co z nogą?
- Szit! Ty pójdziesz.
- Dobrze.
- Ale ja wezmę torebkę - powiedziałem - Mam telefon i kontakty. Chyba nie chcesz, by twoim bliskim stała się krzywda?
- To masz okazję. A teraz przyśpiesz!
Przyśpieszyła do 80 km.
- Szybko się uczysz - oznajmiłem - O patrz, dojechaliśmy.
- Muszę wracać do domu.
- Inaczej się umawialiśmy.
- Nie mogę!
- Zobaczymy. Zatrzymaj się!
- To jest kawiarnia.
- Pójdę nam coś kupić.
- A co z nogą?
- Szit! Ty pójdziesz.
- Dobrze.
- Ale ja wezmę torebkę - powiedziałem - Mam telefon i kontakty. Chyba nie chcesz, by twoim bliskim stała się krzywda?